Przeskocz do treści

An Evening With Mark Knopfler and Band - biletRzadko bywam na "dużych" koncertach. Ale Mark Knopfler, niedaleko, jeszcze w wieku rokującym koncert a nie benefis - tym razem postanowiłem tego nie przegapić. Tym oto sposobem znaleźliśmy się na "Wieczorku z Markiem Knopflerem wraz z zespołem".

Tak naprawdę to tego się nie da opisać. Udało nam się wszystko co mogło się udać i wszystko co mogło się nie udać; podobało nam się wszystko i w skrócie mogę napisać, że był to jeden z najlepszych koncertów na jakich byłem.

Jakimś cudem udało mi się kupić bilety na sam środek płyty - w pierwszym rzędzie drugiego sektora. Nie wiem, czy w jakimkolwiek innym miejscu była tak dobra akustyka - a to coś, co mi praktycznie zawsze przeszkadza, prawie zawsze jest do dupy i nigdy mi się nie podoba. Tu było doskonale. Pierwszy rząd drugiego sektora miał także inną zaletę, trochę nieoczekiwaną - koncert był jednym z tych, które są nie-do-wysiedzenia. Mnie rzadko nosi. Ale tu, po pięciu minutach chciałem wstawać i tylko czekałem, kiedy z płyty siedzącej zrobi się stojąca. Tak - na koncercie Marka Knopflera ktoś wpadł na pomysł braku płyty płyty - absolutnie wszystkie miejsca były siedzące. To się nie mogło udać 😉 i w połowie koncertu siedząca płyta po prostu wstała i ruszyła do przodu. No i tutaj zaplusował pierwszy rząd, bo umożliwił start bez zbędnej zwłoki i przemieszczenie się do przodu...

Wiadomo, że po artyście tej klasy można się spodziewać odpowiednio wysokiego poziomu. W końcu, spokojnym krokiem, wyszedł na scenę, ujmijmy to tak - dojrzały pan, w okularkach. I porwał widownię. Było lepiej niż się spodziewałem. Razem z nim - towarzyszący mu zespół. Ten też robi wrażenie, bo to nie byle trio z łapanki, tylko w zasadzie mała orkiestra czy big band. Łącznie na scenie, oprócz Marka - występowało dziesięciu muzyków. Jak brzmi muzyka grana na żywo w takim składzie - tego nie można sobie wyobrazić, to trzeba usłyszeć. Dodajmy do tego kilka kompozycji Dire Straits, zaaranżowanych na tak powiększony zespół instrumentalny i mamy ekstazę. Money for Nothing, pierwszy z bisów, na dwie perkusje (tak, dwie perkusje) zrywał czapki z głów.

Od bardzo dawna nic mi się tak bardzo nie podobało i nie uczyniło mnie tak szczęśliwym. Nic mi nie przeszkadzało. Jeżeli jeszcze kiedyś będziecie mieli okazję - każda jedna złotówka wydana na bilet na koncert jest na nim zwracana tysiąckrotnie w postaci pozytywnych emocji.

Minusów nie będzie!

To jeden z tych wpisów, których nie ma jak rozpocząć. Po prostu - chcę Wam przedstawić niesamowicie "klimatyczną", a jednocześnie niedocenioną i nieznaną muzykę.

Poznajcie Fotoplastikon. Polski Tangerine Dream pomieszany z Kraftwerkiem i italo disco. Do tego trochę Jean Michel Jarre-a. Pamiętam pierwsze spotkanie - to był Technological Landscape, gdzieś pomiędzy 2006 a 2010 rokiem, bliżej tej pierwszej daty.

Obejrzyjcie "teledysk" - industrial wręcz się z niego wylewa, obraz doskonale współgra z muzyką. Zaś sama muzyka. Szczerze mówiąc, to nie wiem co napisać. Jest niesamowicie płynna, wlewa się przez uszy prosto do świadomości i praktycznie momentalnie wywołuje niepokój. Poczucie odizolowania czy wręcz osamotnienia. Myślę, że tak mógłbym się czuć, jako jednoosobowy członek wyprawy w nieznane, w chwilę po starcie rakiety. "Ground Control to Major Tom". To dla mnie muzyka idealnie ambiwalentna - wywołuje raczej te mniej przyjemne emocje, ale jest tak niesamowita, że nie można jej przestać słuchać. Zrobiłem wielkie wow słysząc to po raz pierwszy i robię wow do teraz.

 

Skoro wystartowaliśmy na misję, to

warto zapoznać się z kolejnym genialnym utworem. Oczywiście - teledysk także tutaj stoi na wysokim poziomie. W dodatku jest "branżowy" - "Elektroniczna Maszyna Cyfrowa"... sami rozumiecie. Maszyny do pisania "Optima" używałem nawet osobiście. Wydaje mi się to już dużo bardziej radosne, chociaż, zwłaszcza na początku także z pewnym niepokojem, ale raczej takim "optymistycznym" przed nieznaną przygodą, co do której mamy dobre przeczucia.

No i dotarliśmy. Dotarliśmy na Wyspę Wynalazców.

Spotykamy Wielkiego Elektronika. Można powiedzieć, że to wtórna twórczość, "teledysk" posklejany z filmu. Ale to JAK to jest zrobione, określa jak fajne to jest. Naiwne, radosne, brzmiące jak soundtrack z Lotusa (taka gra...)

Gdyby ktoś był ciekaw tekstu, to tu jest oryginał:

Poza tym - żelazko strzelające makaronem (choć w tym fragmencie nie strzela - zawsze będzie głęboko w moim sercu).

Po czymś takim, już tylko zagłada:

Wracamy do klimatów pierwszych utworów, także w sferze wideo. Podoba mi się jak, mimo pozornej monotonii, subtelnie zmienia się nastrój - od początkowego zaskoczenia, zagrożenia i niepewności, po bojowy, walczący, aż po wielkie bum. Na niesamowity efekt składa się tu wszystko - muzyka, montaż, filtry.

 

Zajrzyjcie na kanał Fotoplastikona, jest tam trochę więcej - tutaj wybrałem tylko to, co mi się podoba najbardziej i co, gdyby zostało w jakiś sposób wydane - kupiłbym bez zastanowienia (OK - da się dostać "Technological Landscape" i "Misję Profesora Terbovena" w formie Limited Edition na winylu, wydane w ilości chyba kilkudziesięciu sztuk, ale dostępność i cena trochę zabijają - w dodatku każdy utwór na innej płycie. Jest jeszcze kwestia tego - jak to zostało wytłoczone - niestety nie wiem).

Podobno bez ryzyka nie ma zabawy. Historia jest dosyć banalna i znana. Kupowałem całkiem co innego. Przez przypadek zauważyłem JE. Przyciągały niczym magnes. Te okładki. Ten tytuł. Ta historia zaklęta w kawałku plastiku. W dodatku oryginalnie zafoliowane - dziewicze. Nie mogłem się powstrzymać - zaryzykowałem równowartość dwóch paczek fajek i nabyłem:

Looking East - Electronic East - Synthesizer Music From
Looking East - Electronic East - Synthesizer Music From Poland and East Germany

Wygląd tegoż jest tak zły, tytuł tak przerażający, że w zasadzie spodziewałem się najgorszego. Z drugiej strony - mogło być tylko lepiej.

Looking East - Electronic East - Synthesizer Music From
Looking East - Electronic East - Synthesizer Music From

Więc jak jest? Powiem tak - gdyby albumy okazały się tak złe na jakie wyglądają, ten post nigdy by nie powstał, bo nie miałoby to sensu. Dodam, że album "East Germany" przypadł mi zdecydowanie bardziej do gustu i od niego zacznę. Obie kasety są fenomenalnie zrealizowane pod kątem technicznym - świetnie nagrane, z bardzo dobrą stereofonią, w Dolby NR. Wyglądają ekstremalnie tandetnie, ale brzmią niesamowicie. Gdyby jeszcze były chromowe... Poza obleśnymi naklejkami na kasetach, reszta wydania jest bardzo przyzwoita. Dostajemy rozkładane "książeczki", na dobrym papierze, z krótkimi wzmiankami o każdym z prezentowanych artystów. Dodatkowo szybkie wprowadzenie do tematu itp. Widać dbałość o szczegóły - są nawet polskie znaki w polskich nazwiskach i tytułach (co jest niewykonalne dla zachodnich wydawców nawet teraz - a Erdenklang w 1991 roku dało radę... Całość sprawia wrażenie, jakby była wydana z pasją i od serca.

Looking East - Electronic East - Synthesizer Music From EAST GERMANY

Looking East - Electronic East - Synthesizer Music From East Germany
Looking East - Electronic East - Synthesizer Music From East Germany

Strona A rozpoczyna się z pompą. Utwór Rainera Oleaka, o krótkim i prostym tytule "In den Bäumen heult der Sturm chaotisch sein Zigeunerlied", stanowi bardzo przyjemne, nieco filmowe intro i naprawdę szkoda, że nie rozwija się jak tytuł - w coś dłuższego i nieco bardziej złożonego.

Później trafiamy na pomieszanie Visage z wczesnym Tangerine Dream, ale w zasadzie to nie do końca i jednak inaczej. W każdym razie wspólny mianownik "zachlaliśmy nad syntezatorem i nie wiemy co dalej" jest wyczuwalny. To drugi i ostatni w tej kompilacji utwór Rainera - "Chider Grün". Brutalne, surowe, fajne!

Looking East - Electronic East - Synthesizer Music From East Germany - Tape Side 1
Looking East - Electronic East - Synthesizer Music From East Germany - Tape Side 1

No i niestety za chwilę dostajemy pierwszego liścia od Reinharda Lakomego - "Nanga Parbat". To jest tak słodkie, że mdli. Wyobraźcie sobie takie konkretne przeholowanie z ajerkoniakiem. I ten dzień następny. To to właśnie takie jest. Samo zło, z którego słodycz się wręcz wylewa - grozi próchnicą uszu. Utwór kończy się wizytą w kiblu.

Później mamy jeszcze raz Reinharda, ale już zdecydowanie bardziej zjadliwego. Co prawda strasznie monotonne, nawet jak na standardy gatunku, ale ma tylko dwie minuty i całkiem ciekawą polifonię. No ale dwie minuty to tak w sam raz - nawet można z tego czerpać jakąś przyjemność.

Strona kończy się utworem "Vision" - Wolfganga Paulke - zdecydowanie najlepszym na stronie A. Momentami podniośle, zdecydowanie filmowo. Mam też silne skojarzenia z grami, na przykład z "Unreal". Bardzo w klimatach lat osiemdziesiątych i może początku lat dziewięćdziesiątych. Świetnie nagrane, fajne stereo. Ciekawa partia gitarowa i solo. Przyjemny motyw przewodni. Momentami całkiem złożone przejścia. Przesłuchałem kilka razy i coraz bardziej mi się podoba. Naprawdę dobre.

Obracamy kasetę. Strona B zaczyna się niemrawo. Mamy dwa utwory P.O.N.D. Pierwszy - "Mondflug" kojarzy mi się z wietrzną, rajską kołysanką w chmurach. To już bardziej klimaty relaksacyjne. Nic porywającego.

Looking East - Electronic East - Synthesizer Music From East Germany - Tape Side 2
Looking East - Electronic East - Synthesizer Music From East Germany - Tape Side 2

Wtedy następuje zwrot akcji - dostajemy drugi utwór zespołu P.O.N.D. - "Airbase". To taka szybka akcja dograna co do sekundy, pełne napięcia, z rozbrajaniem bomby w tle, niepokojem itp.  Ale tak naprawdę najbardziej kojarzy mi się to z "Airwolfem" 😉 Czyli chyba nie wymaga dalszych rekomendacji...

Docieramy do Jörna Kanitza - "First Results Part 1". Nie porwało mnie i nie zachwyciło, ale tak na dobrą sprawę to nie ma w tym nic złego. Ma ciekawą linię basu i fajnie zrealizowaną stereofonię. Myślałem, że mogłoby to się rozwinąć w kolejnej części, ale tej na kasecie nie ma...

... jest za to na wydaniu CD. Chyba najlepszym podsumowaniem drugiej części "Wyników" będzie to, że nie ma jej na kasecie i nie jest to żadną stratą...

Gdyby się jednak zastanowić, to za chwilę trafiamy na "Pieces for a child" Hansa-Hasso Stamera, a to jest już samo zuooo. Celtycko - folkowo - syntezatorowe plumkanie. Takie na dobicie po pierwszym utworze na stronie.

Całe szczęście na osłodę i zakończenie albumu dostajemy "Ichtyosaurus" Juliiusa Krebsa. To najlepszy utwór na stronie, w zależności od fazy księżyca - wygrywa z "Vision" albo jest minimalnie za. Ma dwie wady - jest zbyt krótki (niecałe 9 minut) i syrena w tle jednak trochę męczy. Dinozaur sprawia jednak bardzo dobrze wrażenie - wielkiej przestrzeni, mozaiki. Taka muzyka 3D. Była kiedyś taka bajka - "The Real Ghostbusters" - to mimo, że "Ichtyosaurus" nie ma z nią nic wspólnego, to mi się z nią kojarzy i widzę postaci z animacji. Jest świetnie zrealizowany, z ciekawą stereofonią. Utwór jest z jednej strony powtarzalny i monotonny, ale ma dosyć złożoną polifonię i (przynajmniej ja tak mam) - podczas słuchania uwaga przeskakuje pomiędzy melodiami.

Na kasecie to już wszystko, natomiast na kompakcie Reinhard Lakomy dostaje trzecią szansę zaprezentowania zjadliwego utworu. "Ein gotischer Fall"... no cóż. Obecność tego utworu na płycie jest bardzo silnym argumentem za wyborem wersji kasetowej. Równo połowa utworu to odgłos odpompowywania wody z pralki półautomatycznej, w momencie, kiedy ta woda się już skończyła. I tak przez trzy minuty. A później mamy szumy w głowie powstałe po tym, jak w akcie desperacji przywaliliśmy głową w ścianę. To znaczy gdybyśmy przywalili, to tak by to brzmiało. Ale jak ktoś wytrwa do końca, to niewykluczone, że tego aktu dokona.

Podsumowując "East Germany"

- jest albumem o wiele, wiele lepszym niż można się było na pierwszy rzut oka spodziewać. Większości tych utworów chyba nie sposób posłuchać z innych źródeł. Mimo kilku ewidentnych gniotów - polecam! Tylko w przypadku wersji CD wydrapcie ostatni kawałek.

Ktoś był tak uprzejmy, że wrzucił cały album na YouTube, w dodatku jako playlistę.

 

Looking East - Electronic East - Synthesizer Music From POLAND

Looking East - Electronic East - Synthesizer Music From Poland - Tape Side 1
Looking East - Electronic East - Synthesizer Music From Poland - Tape Side 1

Docieramy do drugiego albumu. Bardziej swojskiego. Tutaj obawa co do treści ustępuje nieco już podczas zapoznania się z listą utworów. Nazwiska robią wrażenie: Niemen, Komendarek, Goc...

Utwory Czesława Niemena są trudne do określenia i wpasowania w ramy. Na mnie ta muzyka sprawia wrażenie mocno eksperymentalne, słucha mi się tego dosyć ciężko. Traktuję to w kategorii ciekawostki.

Później mamy Marka Bilińskiego - "Faces of Desert", które w sporej części jest wariacją Bolera i mimo, że to dzieło Ravela lubię, to tutaj mnie zwyczajnie nudzi.

Strona A kończy się utworem Grzegorza Stróżniaka, który jest nijaki. Tego samego autora jest "Wstęga M" rozpoczynająca stronę B - jest to jedyny utwór z wokalem (tu Małgorzata Ostrowska) - ale jest też chyba najgorszy na kasecie.

Na szczęście za chwilę mamy dwa utwory Władysława Komendarka. Obiecywałem sobie po nich dosyć dużo i pierwszy - "Fruwająca Lalka" nieco rozczarowuje, ale ma pewien sznyt. Natomiast "Korekta Inteligencji" to już taka trochę perełka. Kojarzycie może taki mocno odjechany, wręcz ześwirowany utwór z płyty "Head Hunters" Herbie Hancocka - "Watermelon Man"? Jeżeli tak - to to jest właśnie takie. No po prostu musieli mieć ten sam koks, nie ma co do tego wątpliwości. Zabawne, nie wiadomo o co chodzi, ale trzyma poziom. Chociaż w pewnym momencie, w porównaniu do Herbiego, nieco męczy.

Looking East - Electronic East - Synthesizer Music From Poland - Tape Side 2
Looking East - Electronic East - Synthesizer Music From Poland - Tape Side 2

Później mamy aż trzy utwory zespołu Up Stream (który to wydaje się nie istnieć poza tym albumem...). Piewsze dwa są do bólu poprawne. Tak bardzo, że w pięć sekund zapominamy jak brzmiały. Na szczęście ostatni utwór zespołu - "Allegoric Conception of a Dream" jest nieco lepszy - w dobrym tempie, ze zmianami motywu przewodniego, trochę w klimatach Alana Parsonsa - myślę, że nie powstydziłby się go na swoich płytach.

Całość kończy "Anatomy of Sin (Part 3)" Przemysława Goca. Jeżeli potraficie sobie wyobrazić Świteziankę po cracku... ja nie potrafię, ale to brzmi właśnie tak.

Największą zaletą "Poland" jest to, że przypomniałem sobie o "Head Hunters" Herbie Hancocka - i tę płytę polecam każdemu w zamian! Zachodni koks chyba był jednak lepszy.

Witajcie ponownie!

Show must go on. Ale koncerty będą bardzo nieregularne. Pogodziłem się jednak z pewną kwestią, która zabiła Bloka na kilka lat. Było to usilne pragnienie udostepnienia wszystkich starych wpisów.

Nie ma. W całości i na raz nie będzie. Posiadam całą bazę wpisów, ale w XXI wieku nie da się zrobić kilku rzeczy. Jedną z nich jest konwersja pomiędzy bazami, w których trochę za dużo się namieszało (w pewnym momencie szlag trafił kodowanie znaków). Inną sprawą jest jakość samych artykułów - nieco czasu minęło, trochę inaczej sformułowałbym niektóre myśli, innych w ogóle.

Niektóre stare wpisy jednak powrócą w odświeżonej wersji.