Przeskocz do treści

W zasadzie po cichu, bez szumu i pompy powstały nowe Kacze Opowieści.

Tak. Są nowe DuckTales'y!

Sknerus powrócił trzydzieści lat po premierze pierwszego odcinka oryginalnej serii!

I co i co i jak ?

TL;DR:

Porównajcie sobie czołówki i będziecie wiedzieli wszystko:

Czołówka DuckTales z 1987 roku:

I czołówka nowej wersji AD 2017:

 

Long story:

Kiedy dowiedziałem się, że nowe Kacze Opowieści są już tuż tuż (dowiedziałem się późno, w zasadzie w okolicach premiery pierwszego, podwójnego, odcinka) trochę poszperałem i doczytałem co i jak. Tak więc - nowe DuckTales-y nie mają w założeniu być zwykłym remasterem / rebootem starej serii. Całość ma być utrzymana i bardziej wierna pierwowzorom komiksowym. Trudno wyrokować, jak to wyszło w praktyce po zaledwie jednym odcinku.

To co można zauważyć od razu, to stylistyka. Przy pierwszym kontakcie wydaje się ekstremalnie uproszczona, na siłę nowoczesna i brzydka. Tła sprawiają wrażenie pustych i słabych. Później jednak obejrzałem wersję sprzed trzydziestu lat i wiecie co... jakoś dużo gorzej to nie jest (a raczej - wtedy nie było jakoś lepiej). Jednak sentyment tutaj mocno zniekształca odbiór... Sknerus i Donald są narysowani nawet fajnie, ale siostrzeńcy niestety cierpią na wodogłowie i są ogólnie narysowani słabo. Z drugiej strony może należy się cieszyć, że nie zostali wymienieni na trio: afrokaczorek, genderkaczorek i hipsterkaczorek. Albo to miało tak być, bo w końcu mamy XXI wiek i zrobienie czegokolwiek dobrze jest już prawie nielegalne (ale będziemy to nazywać współczesną estetyką), albo miało być tanio. Na tyle obiektywnie na ile mogę, przyznam, że są momenty, kiedy naprawdę jest "komiksowo". Są też sceny animowane "na bogato". Może to starość i moje obniżone standardy, ale można się przyzwyczaić. Ze zmian, które jak myślę podświadomie zauważa się po trzech sekundach, ale świadomie nieco później - to dużo, ale naprawdę dużo bardziej stonowana paleta barw. Wręcz nieco wyblakła i mroczna. Oryginał był ekstremalnie żywy, jaskrawy i wręcz oczoj... oczointensywny.

O udźwiękowieniu nie ma co pisać - prawie wszystko mi pasuje. Pierwowzór oglądałem z lektorem (albo nawet z dubbingiem) i przeżyłem, więc trudno mi porównać. Cierpię tylko przy czołówce - wyżej macie obie wersje. Nowa jest totalnie bez jaj. Stara była idealna i nagrywanie jej ponownie zakrawa trochę o profanację. Można było nagrać coś całkiem nowego...

Jak to wygląda fabularnie? No cóż. To jest bajka. Dla dzieci. Mimo to jako stary pryk bawiłem się bardzo dobrze. Mamy dosyć dużo smaczków i nawiązań do popkultury. Znalazłem bezpośrednie nawiązania do oryginalnej serii. Humor całkiem akceptowalnych lotów - w zasadzie wszystko jest o poziom wyżej niż prowadzący w "wiodących" polskich stacjach radiowych. Subtelne i to nieco mniej subtelne wzajemne besztanie się postaci też wywołuje uśmiech na twarzy (momentami wchodzi to na poziom, który wymaga zastanowienia się, czy to na pewno jest bajka dla dzieci). Historia opowiedziana jest w tempie wręcz ekspresowym, raczej ze szkodą dla jej głębi. W DuckTales-ach, z przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych XX wieku, pierwsza przygoda była rozciągnięta na pięć odcinków. Tutaj w jednym (ale są to de facto dwa połączone odcinki) mamy wszystko - przedstawienie postaci, strzelenie focha, wyprawę na koniec świata, akcje w stylu Indiany Jonesa, powrót, odfochnięcie i outro...

Zobaczymy co będzie dalej, początek wypadł obiecująco.

Granit Forsant może być kopalnią wiedzy o świecie: "Zatrudniłem was, bo jesteście najlepsi z najtańszych".