Zdarza mi się czasem poruszać temat pracy, jej braku lub poszukiwania. Często w takim przypadku pojawia się pytanie, czy w sytuacji podbramkowej podjęłoby się pracę poniżej kwalifikacji czy oczekiwań.
Nigdy tak naprawdę głębiej się nad tym nie zastanawiałem. Zwykłem uważać, że gdyby trzeba było, to nie będę miał problemu z podjęciem pracy na kasie w markecie czy na stacji. Może nieco gorzej wychodziłoby mi odbieranie długów, tak coś czuję. Nie wróżę sobie także kariery jako wokalista. W roli alfonsa też się za bardzo nie widzę.
Tak, sukcesów w tych branżach raczej bym nie odnosił, ale gdyby trzeba było - lepsze to niż karton pod mostem.
Ostatnio odkryłem jednak zawód, którego nie dałbym rady wykonywać.
Branża rozrywkowa.
Przechodziłem przez targ w pewnym uzdrowisku (optymalizowanym raczej pod kątem seniorów).
UWAGA! Naciskasz "Play" na własną odpowiedzialność. Zmiany w psychice są nieodwracalne!
Po dziesięciu minutach pracy, jako sprzedawca szlagierów na targu, prawdopodobnie doszłoby do masakry.