Przeskocz do treści

3

Powszechnym jest przekonanie, że w obecnych czasach sukces można osiągnąć tylko będąc wybitnym przedstawicielem w wąskiej dziedzinie. Można powiedzieć, że w pewnym sensie stosuję się do tej zasady - poszerzam dziedziny swoich umiejętności i nie odnoszę sukcesu.

Łucznik 466
Łucznik 466

Tym razem zrobiło mi się żal starej maszyny do szycia. Łucznik 466, z aspiracjami do bycia starszym ode mnie, pokazał nam środkową igłę i stwierdził, że nie będzie szyć, bo nie. Pierwsze kłopoty zaczął sprawiać kilka lat temu, kiedy okazał się niesamowitym homofobem i spalił pedała. Już wtedy spotkałem się ze wspaniałą myślą techniczną czasów niesłusznie wracających i odkryłem oporowe sterowanie silnikiem. Sama zmiana oporu natomiast polegała na ściskaniu grafitowych krążków wewnątrz cylindrów. Szczerze mówiąc do teraz jestem w szoku jak genialne i beznadziejne jednocześnie było to rozwiązanie. Wtedy skończyło się na nowym pedale. Tym razem jednak problem wydawał się bardziej mechaniczny.

Mieliśmy chwilę słabości pod tytułem "no może już się po prostu skończyła (maszyna) i w końcu trzeba kupić coś nowego". Na szczęście szybkie rozeznanie rynku otrzeźwiło nas dosyć szybko. Albo plastik niefantastik albo kwoty czterocyfrowe. Pozostało więc oddanie do serwisu albo stanie się serwisem.

Wiadomo, że wygrała druga opcja.

Co prawda próbuję walczyć ze swoim "ja siam" i jednak pozwalać innymi ludziom coś zrobić, ale:

  1. W przytłaczającej większości przypadków jestem co najmniej zażenowany usługami "fachowców", by nie użyć nieco mniej społecznie akceptowanego słowa...
  2. Akurat w tym przypadku miałem chęć się dowiedzieć jak to w ogóle działa, że działa. I dlaczego w tej chwili nie działa.

Kiedy wbiłem sobie śrubokręt w palec, pierwsze wątpliwości nieśmiało zaczęły pochrząkiwać.

Nieco później okazało się, że strasznie sucho jest we wnętrzu tej piekielnej machiny.

  • Ty to czasem oliwisz albo coś ?
  • A to trzeba ?

Domyślacie się już pewnie co było największym problemem. Brak smarowania i może lekki brak regulacji. W miarę logiczne wydawało się rozebranie wszystkiego do końca, wyczyszczenie, nasmarowanie, poskładanie i regulacja. Przystąpiłem do dzieła zniszczenia.

Podwozie czołgu
Podwozie czołgu

Trochę później uznałem, że kompletem "najwyższej" jakości narzędzi, marek własnych marketów budowlanych, to ja sobie mogę wiadomo gdzie podłubać. Ta maszyna to prawdziwy czołg. Korpus silnika to w zasadzie korpus silnika samochodowego. Równie piękny, równie ciężki, ale gdyby go upuścić na podłogę, to zepsuje się podłoga. Nie sądzę, żeby to było możliwe do zajechania - no wyobraźcie sobie silnik z Lemcedesa, który nie przekracza 1000rpm przez całe swoje życie. A ta maszyna do szycia to taki właśnie przypadek.

No dobra, to bardziej silnik z malucha... ale nadal silnik. Zobaczcie kto to robił:

Korpus maszyny - fsm
Korpus maszyny - fsm

Nadeszła pora zasięgnięcia opinii ekspertów - Google, YouTube... no i Elektroda... Nie zmieniło to (na tym etapie) jednak wiele i uznałem, że osiągnięty stan rozbebeszenia jest całkiem satysfakcjonujący i można przystąpić do czyszczenia i utytłania wszystkiego w smarach i oliwach. W końcu nastąpił moment, w którym postanowiłem maszynę poskładać do kupy. Na początku szło całkiem nieźle. Może jestem stary, ale jednak czasem korzystam z nowoczesnej techniki, dokumentowałem więc zdjęciowo wszystkie etapy rozbiórki. Trochę się to przydawało, ale całość jest składalna w miarę intuicyjnie.

Fragment mechanizmu zygzaka
Fragment mechanizmu zygzaka

A później dotarłem do mechanizmu zygzakowania. Godzinę później szukałem ukrytej kamery i oczekiwałem, że zaraz ktoś wyskoczy zza szafy krzycząc "mamy cię". Wyobraźcie to sobie - jeden element z dwoma nagwintowanymi otworami, dźwignia z dwoma otworami i dwie śrubki. Do tego trzy zdjęcia tego elementu, kiedy był poskładany. No jak trudne może być złożenie tego? Półtorej godziny później zaczynałem wątpić w swój rozsądek. Dwie godziny później znalazłem przyczynę wszystkich niepowodzeń!

Piwo nadal było zamknięte!

Po kolejnych pięciu minutach wszystko udało się poskładać. Później było już niestety niezbyt spektakularnie i bez przygód. Poskładałem, wyregulowałem, dałem do przetestowania, złamaliśmy igłę, wyregulowałem bardziej na poważnie, dałem do przetestowania, działa.

Ale ale, nie byłbym sobą, gdybym nie przetestował sam. Co oczywiście wymagało zdobycia kolejnej odznaki - za umiejętność szycia.

Oczywiście że rozkminiłem, urocze, nieprawdaż:

Testowe szycie
Testowe szycie